Pogoda nie zapowiadała się ciekawie. Od rana padało. Pomimo tego kilkanaście osób zdecydowało się, żeby w tym dniu zdobyć Zachodni wierzchołek Lubania.
Dodatkowa atrakcją już na początku było zwiedzanie nieczynnego już Kamieniołomu Snozka na południowym zboczu góry Wdżar.
Mijaliśmy także Bacę z owcami, którzy jeszcze nie zeszli z Hal (bo jeszcze nie zakurzyło). Całą drogę na szczyt towarzyszyła nam mżawka i pozytywna atmosfera. Im wyżej wychodziliśmy, tym większe "mleko" nas otaczało.
Spokojnym tempem dotarliśmy na szczyt przed południem, gdzie pomimo niesprzyjającej pogody udało się zapalić ognisko i ogrzać się w nieczynnej już bazie namiotowej SKPG.
Już pod szczytem deszcz zamieniał się w śnieg. A temperatura odczuwalna spadła poniżej zera. W zapaleniu ogniska pomogły nam typowe kobiece przedmioty... czyli waciki nasączone zmywaczem do paznokci :)
Nikt nie wyszedł głodny. Każdy dzielił się swoimi wyrobami ;) Następnie zdobyliśmy szczyt Lubania. Z racji "przewodnickiej widoczności" nikomu nie chciało się zdobywać wieży widokowej.
Przy zejściu do Grywałdu towarzyszyła nam wesoła atmosfera. Przestało padać. A nawet odsłoniły się widoki na niektóre szczyty Pienin.
Wisienką na torcie było zwiedzenie zabytkowego kościoła Św. Marcina w Grywałdzie (niestety z zewnątrz).
Z racji dobrego czasu zatrzymaliśmy się po drodze w Pierog-arni w Krościenku nad Dunajcem (Polecam);).
Najedzeni i zadowoleni wróciliśmy do Nowego Sącza. Każdy stwierdził, że szkoda by było taki dzień spędzić w domu.
Dla PTT nie ma złej pogody. ;)
Bardzo dziękuję wszystkim.
(MP)