Jak co roku
i tym razem, wyjazd narciarski PTT pod kierownictwem
Roberta Biernackiego cieszył się ogromnym
zainteresowaniem. Po raz pierwszy gościliśmy na Ukrainie.
Oprócz narciarzy zjazdowych, w wyjeździe uczestniczyli
również narciarze skiturowi prowadzeni przez Stanisława
Papciaka, narciarze biegowi prowadzeni przez Pawła Koguta,
oraz grupa piesza pod przewodnictwem Krzyśka Jankowskiego.
Zanim jednak dotarliśmy do naszej bazy
noclegowej w Worochcie na granicy Gorganów, Czarnochory i
Gór Pokucko- Bukowińskich, zaliczyliśmy nieplanowany,
krótki, ale jakże sympatyczny pobyt we Lwowie. Tu ukłony
dla Roberta Cempy, który zechciał podzielić się swoją
ogromną wiedzą na temat tego wspaniałego,niegdyś polskiego
miasta-stolicy Galicji. Stało się tak ze względu na długie
oczekiwanie na przejściu granicznym i czasowy brak
możliwości dotarcia tego dnia na stoki narciarskie. W
hotelu jesteśmy o zmroku. Zakwaterowanie, kolacja, krótka
odprawa i do spania.
Drugiego dnia pogoda nie rozpieszcza.
Grupa skiturowa i biegowa obiera sobie za cel stację
narciarską Dragobrat w Paśmie Świdowca na Zakarpaciu z
najwyższym szczytem Bliźnicą (1881m n.p.m.) , zjazdowcy
szusują w stacji narciarskiej Bukovel w Gorganach
Wschodnich, a grupa piesza zdobywa Małego Gorgana (1593m
n.p.m.) w masywie Siniaka. Wieczorem kolacja, sauna i
zasłużony odpoczynek po pełnym wrażeń dniu.
Poniedziałek, mroźny poranek. Zapowiada
się piękna pogoda. Skiturowcy i Robertem Cempa wyjeżdżają
do Zroślaka skąd z powodzeniem atakują najwyższy szczyt
Czarnohory-Howerlę (2061m n.p.m.). Grupa narciarzy
biegowych wychodzi z Worochty na Połoninę Łabieską (1460m
n.p.m.) pod Kukułem, na dawnej granicy II Rzeczypospolitej
i Czechosłowacji. Zjazdowcy na zmianę zaliczają Bragobrat,
a grupa piesza szczytuje na Bliźnicy. Przy wspaniałej
pogodzie wszystkie ekipy „widziały się nawzajem” choć
każdą z nich dzielił „kawał drogi”. Ten dzień był jak na
zamówienie i po stokroć wynagrodził niepogodę dnia
poprzedniego. Opowiadań o tym co i jak nie było końca.
Ostatni dzień wycieczki wszyscy
spędziliśmy w Bukoveku i okolicy. Każdy na swój sposób.
Utworzyła się nawet kolejna, nieoficjalna grupa -
basenowa. Po obiedzie wyjeżdżamy w drogę powrotną po
dawnych terenach II Rzeczypospolitej . Przez Jaremcze,
Stanisławów, Stryj, Drohobycz, Sambor dojeżdżamy do
granicy Ukrainy. To była długa droga, podczas której
wszyscy mogli się przekonać o mankamentach tamtejszej
infrastruktury drogowej. Jeszcze tylko granica i jesteśmy
„u siebie”. W tej sytuacji należą się szczególne
podziękowania dla naszego kierowcy Mateusza i Firmy
„Rycho”, która zapewniła nam transport w bardzo
komfortowych warunkach. Ktoś zapyta: „Po co tyle jechać?
Nie lepiej na miejscu?”.Powiem, krótko: „Zapraszam za rok,
na kolejny wyjazd na narty z PTT, a odpowiedź przyjdzie
sama”. (KJ)